CIA - Star Zone - „Zemsta Sithów“, czyli koniec trylogii
SS-NG #32 Czerwiec 2005
78






Adrian "Pellaeon" Szumowski
    No i wreszcie się doigraliśmy. W czwartek, dnia 19 maja 2005, w pierwszej minucie nowej doby do kin w całej Polsce zawitał z dawna wyglądany epizod trzeci Star Warsów, czyli „Zemsta Sithów”. Film ten kilka razy zagościł na naszych łamach, zwłaszcza w postaci plotek i ploteczek wygrzebanych w sieci. Dziś jednak czas na twarde fakty. I ocenę. Z góry zaznaczam, że jest to moja i tylko moja, subiektywna ocena. Aha i jeszcze jedno: jak zwykle będę spoilował.
  Najpierw trzęsienie ziemi, a potem stopniowo zwiększamy napięcie…


Tak oto Alfred Hitchcock przedstawił własną receptę na dobry film. I początkowo wszystko zapowiadało, że George Lucas posłucha rady starego mistrza. Niestety wydaje mi się, że wujek George po pierwszym kwadransie rozmyślił się i postanowił lansować inną koncepcję. Może po części wina to jest faktu, że fabuła filmu była znana w ogólnych zarysach od dawna, a nawet w niektórych szczegółach od początku tego roku.


  Mistrz Yoda: wyrok wydano zbliża się wykonanie…

No, ale wracając do tematu. Film jest wręcz wypakowany po brzegi efektami specjalnymi. Dosłownie nimi kipi. Czasami odnosi się wrażenie, że fabuła jest tylko uzupełnieniem efektów specjalnych, a nie na odwrót. Nie jest to dobry znak. Atoli bardzo przyjemny wizualnie. Od samego początku graficy komputerowi i wspierający ich technicy pokazują, na co ich stać.


  Anakin oszpecony, pocięty i żałosny

A początek jest spektakularny: oto bowiem nad Coruscant, stolicą Republiki trwa zacięta kosmiczna batalia między klonami a separatystami. Na pokładzie jednostki flagowej separatystów generał Grievous i hrabia Dooku przetrzymują kanclerza Palpatine’a, którego porwali z planety w drugiej serii Wojen Klonów. Ciekawi mnie jak właściwie wyjaśniona zostanie nieobecność planetarnych pól ochronnych. W filmie nikt się o to nie kłopotał więc pewnie ich po prostu tam nie było zainstalowanych, co jest niesamowicie dziwne jak na państwo w stanie wojny.


  Mace Windu i Palpatine – przeżyje tylko jeden, zgadnijcie który?

No, ale wracając do tematu. Naszych Jedi poznajemy w chwili, gdy lecą odbić kanclerza Palpatine’a z rąk separatystów. Co ciekawe, ten porąbany pomysł jest autorstwa Kenobiego, który jak zwykle wpada w kłopoty, z których ratować musi go jego niedouczony i narwany padawan… znaczy się już rycerz Jedi. Nasi jak zwykle wpadają w pułapkę, ale uwalniają kanclerza, znaczy się Ani uwalnia, dźwigając na plecach nieprzytomnego Obiego. W międzyczasie skraca też Dooku o głowę na wyraźną prośbę kanclerza.


  Palpatine w całej okazałości

Po wygranej (chyba) bitwie nasi wracają na powierzchnię: kanclerz do swoich intryg, Senat do przyznawania kanclerzowi dalszych uprawnień, Rada Jedi do prowadzenia wojny i spięć z Palpatinem. Ani do Padme, a Obi do kolejnej misji.


  Generał Grievous, jeszcze żywy, ale już z gruźlicą

  Główne wątki


Zasadniczo film można podzielić na dwie podstawowe części: przed masakrą Jedi i po masakrze. W części przed masakrą przeplatają się 3 podstawowe motywy: przechodzenie Anakina na Ciemną Stronę, wojna z separatystami opierająca się głównie na szukaniu generała Grievousa i coraz wyraźniej rysująca się intryga kanclerza. Wątki te są ze sobą bardzo ściśle splecione, a oddzielenie ich od siebie może powodować niezrozumiałość reszty. Na przykład: wyznaczenie przez kanclerza Anakina do Rady Jedi ma wyraźny wpływ na jego „mroczną podróż” jak i jest częścią stopniowego przejmowania władzy przez Palpatine’a, a chociażby wyznaczenie Kenobiego przez Radę do poszukiwań Grievousa, co mocno ubodło Aniego i silniej popchnęło go w ramiona Sidiousa.


  Siły Republiki na Kashyyyk poprzedzane przez miejscowe mięso armatnie

Moim osobistym zdaniem najlepiej wyszła intryga Palpatine’a. Być może dlatego, że nie sposób nie docenić tej odrobiny inteligencji z jaką ją konstruował, na tle jej kompletnego braku u Anakina. To, jak łatwo tego człowieka można omamić najbardziej zmyślonymi bajdmi, jest po prostu niespotykane. Najbardziej urzekła mnie historyjka o Darth Plagiusie Mądrym, Sithcie altruiście, który przedłużał życie innym oddziałując Mocą na midichloriany (litości znowu!!!) i zginął zabity we śnie przez własnego ucznia. W sumie nie zdziwiłbym się, gdyby tym uczniem był Sidious. Ale wróćmy do tematu.
Sama masakra Jedi przedstawiona jest w sposób dobry, ale nie rewelacyjny. Ot, klony w sposób nieskoordynowany strzelają sobie do każdego Jedi, który się nawinie. Tym niemniej zdziwiło mnie, ze mistrza Yodę przyszło załatwić tylko dwie sztuki szturmowców, zamiast sprowadzić tu ciężką broń piechoty, lub po prostu wysadzić drzewko, na którym siedział. Co do rozwałki, jaką Anakin urządził swym braciom i siostrom w Świątyni Jedi, nie było to zbyt widowiskowe, ot wszedł tam po prostu ze ślicznie maszerującymi klonami, a dalej były tylko widoczki dymu. I zastanawia mnie też, czemu wśród młodzików byli wyłącznie ludzie. No, ale to kwestia drugoplanowa.


  Anakin po reaktywacji

Po masakrze zasadniczo pojawiły się nowe wątki. Przede wszystkim był to konflikt mistrza z uczniem, czyli Obiego i Anakina; kolejnym było pojawienie się nowego pokolenia, wyrosłego niejako na gruzach starego, czyli bohaterowie znani ze starej trylogii wkraczają na scenę. A ostatni to ostateczna porażka starego porządku. Krótko mówiąc zamieniono starą wojnę na nową wojnę. Wojny Klonów na Galaktyczną Wojnę Domową.

Zasadniczo nie potwierdziły się plotki, że senator Organa miał romans z Padme. Za to Anakin był przekonany, że z Padme kręci z Kenobim, nie wiadomo z jakiej paki. Pojawia się też „Tantive IV” i kpt. Antilles. Wyjaśniło się także, dlaczego droidy (znaczy się C – 3PO i R2D2) nie pamiętały swych poprzednich właścicieli: po prostu uczynny kapitan wyczyścił im mózgi.
Ciekawie wyglądał też Anakin po walce z Obim; otóż stracił on obie nogi w bardzo głupi sposób. Podczas walki na Mustafar nad jeziorem lawy, gdy adwersarze „niejako stracili grunt pod nogami”, Obi znalazł sobie kawałek stałej ziemi. Ani w przypływie wściekłości chciał tam przeskoczyć (potwierdzając tym samym brak instynktu samozachowawczego, tudzież intelektu), ale niestety skała była niewielka, a miejsce lądowania było w zasięgu miecza Kenobiego - wystarczyło jedno ciach i koniec. Co ciekawe nie wpadł do jeziora lawy: po prostu upadł zbyt blisko płynnej skały i mu się ubranie podpaliło.
Co jeszcze ciekawsze zastanawiające są dwie rzeczy: po pierwsze zmiana stosunków między Obi Wanem Kenobim a Anakinem o blisko 180 stopni. Na początku Anakin kilka razy ratował życie swemu mistrzowi, gdy tymczasem na zakończenie ten sam mistrz zostawia swego ucznia okaleczonego, płonącego, żałosnego. Jednym słowem krzyczącego o pomoc. Czyżby sugerował, że Obi stał się równie zły, lub jeszcze gorszy niż Vader?


  Gwardzista Grievousa, czyli zmechanizowany Tusken Rider

Po drugie, stosunek do tegoż Anakina Palpatine’a, który zdobywszy władzę odlatuje ze stolicy na ratunek swego, co tu dużo mówić, konającego ucznia, o którym wie, że będzie od niego potężniejszy i że go prędzej czy później zabije. I on, zamiast pozwolić mu skonać i znaleźć sobie nowego adepta, który byłby symbolem nowej ery. Zamiast zajmując się konsolidacją swej władzy, zamiast dławić opozycję w Senacie, leci na Mustafar by uratować swego niesfornego ucznia, który co więcej doznał porażki. To było zastanawiające. Jeszcze bardziej zastanawiające było to, ze po „reaktywacji” Vadera mówi mu prawdę o tym, kto naprawdę zabił Padme. Może było to jedynie wyrachowanie, a może nie… Naprawdę trudno jest ocenić.


  Statki Republiki v. Flota Separatystów. Poniżej Coruscant, jeszcze nie zbombardowany

  Diabeł tkwi w szczegółach


Teraz kilka detali, które choć dopełnią obrazu. Przede wszystkim statki coraz bardziej przypominają te znane z oryginalnej trylogii. Jedi latają pradziadami serii TIE a klony obsadzają coś na kształt skrzyżowania X-winga i Headhunterem. Pojawiają się też pierwowzory maszyn kroczących z rodziny AT, zwiadowcze ścigacze i uniformy zabójczo podobne do pancerzy zwiadowców z lasów Endora. I wreszcie szturmowcy – klony wskakują do swojej, znanej nam już roli ruchomych celów dla głównych bohaterów.


  R2 zaprosił kolegów na grilla, a teraz rozlewa podpałkę

Oprócz wymienionych wyżej wyjaśnień zagadek z innych filmów, pokazano jak kanclerz zyskał swoją szpetną gębę: po prostu był to wysiłek podczas walki z mistrzem Windu i Yodą, oraz oberwanie prosto w twarz własną błyskawicą Mocy musiało wywrzeć na jego wygląd niekorzystny wpływ.


  Komandor Cody zaraz spróbuje rozwalić generała Kenobiego, który pomyka po ścianie rozpadliny na wielkiej jaszczurce

Znacznemu zróżnicowaniu uległa także armia droidów: oprócz standardowych żołnierzy i niszczycieli pojawiły się setki innych, wyspecjalizowanych rodzajów: począwszy od Grievousa (który sam jest w dużej części droidem) i jego gwardzistów przez droidy – myśliwce i czołgi, aż do małych, bojowych pajęczaków i robotów cywilnego przeznaczenia. I „bzykaczy” (buzz droids), czyli małych droidów rozbierających wraże myśliwce na części.
Nie dane nam było niestety usłyszeć Qui – Gona mówiącego poprzez Moc. Atoli Yoda wspomina, że mistrz Jinn odnalazł drogę do nieśmiertelności. Kenobi i Yoda mają ćwiczyć niejako pod jego okiem.
Oczywiście nie wszystkie tajemnice zostały wyjaśnione. Nadal nie pokazano zastąpienia klonów zwyczajnymi ludźmi na przykład.


  Tion Medon wygląda troszkę inaczej niż zapowiadano

  Podsumowanie


Podsumowując, epizod trzeci nie jest filmem porywającym, przynajmniej dla mnie. Atoli daleko mu do kiczowatości Mrocznego Widma. Zemsta Sithów jest produkcją zrealizowaną poprawnie, według standardów wypracowanych i wyznaczonych przez hollywoodzki dorobek. Ale nic ponadto. Zapewne ilość pieniędzy przeznaczona na marketing okupi uzyskanie miejsca w historii kina.
Pozostaje nam zatem obejrzeć to, co Lucas nam wysmażył i czekać tym razem na serial Kevina Smitha.
CIA - Star Zone - „Zemsta Sithów“, czyli koniec trylogii
SS-NG #32 Czerwiec 2005
78